Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

Spotkała dorożkarza, ale nie wynajęła go; jeszcze ją wywiezie za miasto, ograbi i rzuci na cmentarz (służba opowiadała jej podczas herbaty, że taki był zwyczaj). Szła i szła, tracąc oddech ze zmęczenia i nieprzestając szlochać. Wyszedłszy na Bazarną, zapytała, gdzie tutaj mieszka pan Panaurow. Jakaś nieznajoma kobieta tłumaczyła jej długo i widząc, że ona nic nie rozumie, poprowadziła ją za rękę do piętrowego domu z gankiem. Drzwi nie były zamknięte, Sasza przebiegła przez przedpokój, potem przez korytarz i nakoniec znalazła się w jasnym, ciepłym pokoju, gdzie siedział przy samowarze ojciec, a z nim pani i dwie dziewczynki. Tu, nie mogła już wymówić ani jednego słowa, tylko szlochała. Panaurow zrozumiał.
— Co ty tu robisz? Zapewne mamie niedobrze? — zapytał ojciec. — Powiedz mi, moje dziecko, mamie niedobrze?
Przeraził się i posłał po dorożkę.
Gdy przyjechali do domu, Nina Teodorówna siedziała, obłożona poduszkami, ze świecą w ręku. Twarz jej pociemniała i oczy były już zamknięte. W pokoju stali skupieni pod drzwiami, niańka, kucharka, pokojówka, chłop Prokop i jeszcze jacyś nieznajomi prości ludzie. Niańka polecała coś szeptem, ale nikt jej nie rozumiał. W głębi pokoju, pod oknem stała Lida, blada, zaspana i surowo stamtąd patrzała na matkę.
Panaurow wziął z rąk Niny Teodorówny świecę i marszcząc brwi, cisnął ją ze wstrętem na komodę.
— To straszne! — rzekł i ramiona jego wstrząsnął dreszcz. — Nino, ty powinnaś leżeć — rzekł łagodnie. — Połóż się, moja droga.
Spojrzała i nie poznała go... Położyli ją.
Kiedy przyszedł ksiądz z doktorem Siergiejem Borisyczem, służba żegnała się nabożnie i odmawiała modlitwy za umarłych.