Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

żał się znów do Jara, hałaśliwie przejechał koło niego powóz; pijany stangret krzyczał i słychać było śmiech Jarcewa: »ha-ha-ha!«
Do domu wrócił Łaptiew około godziny czwartej. Julia Siergiejewna leżała. Widząc, że nie spi, podszedł do niej i rzekł szorstko:
— Rozumiem twój wstręt, twoją nienawiść, ale mogłabyś oszczędzać mnie przy obcych, mogłabyś ukryć twoje uczucie.
Usiadła na łóżku i spuściła nogi. Oczy jej przy świetle lampki wydawały się wielkiemi i ciemnemi.
— Przepraszam — rzekła.
Wzruszony, trzęsąc się całem ciałem, nie mógł wymówić ani jednego słowa, stał przed nią i milczał. Ona również siedziała jak przestępczyni, oczekująca na wyrok.
— Jak ja cierpię! — rzekł nakoniec, chwytając się za głowę. — Jestem, jak w piekle, pomieszania zmysłów dostałem!
— A czy mnie lekko? — zapytała drżącym głosem. — Bóg jeden wie, jak mi jest ciężko.
— Jesteś moją żoną od pół roku, a w sercu twojem niema iskierki miłości, najmniejszej nadziei niema, ani nawet myśli żadnej! Dlaczego wyszłaś za mnie? — mówił dalej Łaptiew z rozpaczą. — Dlaczego? Co za szatan pchał cię w moje objęcia? Czego się spodziewałaś? Czego chciałaś?
Patrzała na niego ze strachem, jakby się bała, że ją zabije.
— Czy ci się podobałem? Czyś mnie kochała? — pytał, tracąc oddech. — Nie! A więc co? Co? Mów: co? — krzyknął. — O przeklęte pieniądze! Przeklęte pieniądze.
— Przysięgam, że nie! — krzyknęła i przeżegnała się; dotknęła ją ta obelga i pierwszy raz usłyszał jej płacz. — Przysięgam, że nie! — powtórzyła.