dni. Ale jeszcze w składzie zniweczyliście wolę moją! Wasz jestem!
Teodor spojrzał na zegarek i zaczął się żegnać, pocałował Julię Siergiejewnę w rękę i wyszedł, ale zamiast iść do przedpokoju, poszedł do salonu, potem do sypialnego pokoju.
— Zapomniałem rozkładu pokojów — rzekł bardzo zmieszany. — Dziwny dom. Nieprawdaż, dziwny dom?
Kiedy kładł palto, był jakby oszołomionym i twarz jego wyrażała boleść. Łaptiew nie czuł już gniewu; przestraszył się, a jednocześnie zrobiło mu się żal Teodora i ciepła, serdeczna miłość braterska, która, jak się zdawało, wygasła w nim przez te trzy lata, zbudziła się w jego sercu i poczuł chęć wypowiedzenia tej miłości.
— Teodorku, przyjdź do nas jutro na obiad — rzekł, klepiąc go po ramieniu. — Przyjdziesz?
— Tak, tak. Ale dajcie mi wody.
Łaptiew pobiegł sam do jadalnego pokoju, wziął z kredensu pierwszy lepszy przedmiot, który mu wpadł w ręce — była to wysoka szklanka od piwa — nalał wody i przyniósł bratu. Teodor rzucił się na nię łapczywie, zaczął pić, ale nagle ugryzł szklankę, zaczął zgrzytać zębami, a po chwili rozległo się głośne szlochanie. Woda polała się na futro, na surdut. I Łaptiew, który nigdy przedtem nie widział płaczącego mężczyzny, zmieszany i wystraszony stał i nie wiedział co robić. Stracił głowę, patrzał, jak Julia ze służącą zdejmowały futro z Teodora i poprowadziły go nazad do pokoju, poszedł za nimi, czując się sam winnym.
Julia posadziła Teodora i uklękła przed nim.
— To nic — pocieszała go. — To nerwy...
— Droga moja, tak mi ciężko! — mówił. — Nieszczęśliwy jestem, nieszczęśliwy, ale ukrywałem to zawsze, ukrywałem!
Wziął ją za szyję i szepnął jej do ucha:
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.