Ale stał dalej i nie odchodził, a zapytywał sam siebie: »Co mnie tu trzyma?« I był zły na siebie i na tego czarnego psa, który się rozwalał na kamieniach, a nie szedł w pole, do lasu, gdzieby był niezależnym, wesołym. I jemu i temu psu nie dawało wyjść z podwórza jedno i to samo: przyzwyczajenie do niewoli, do stanu niewolniczego...
Nazajutrz w południe pojechał do żony i żeby się nie nudzić, zaprosił ze sobą Jarcewa. Julia Siergiejewna mieszkała w willi w Butowie a on od pięciu dni nie był u niej wcale. Zajechawszy na stacyę, przyjaciele wynajęli powóz i przez całą drogę Jarcew śpiewał i zachwycał się wspaniałą pogodą. Willa była niedaleko od stacyi w pośród wielkiego parku. Na początku głównej alei, na jakie dwadzieścia kroków od bramy siedziała pod starą, olbrzymią topolą, czekając na gości, Julia Siergiejewna. Miała na sobie jasną, elegancką, ubraną koronkami suknię, blado-kremowego koloru, a w rękach trzymała znajomą nam starą parasolkę. Jarcew przywitał się z nią i poszedł w stronę domu, skąd dochodziły głosy Saszy i Lidy, a Łaptiew usiadł przy niej, żeby porozmawiać o interesach.
— Dlaczego tak długo nie byłeś? — zapytała, nie wypuszczając jego ręki. — Całymi dniami siedzę tutaj i patrzę, czy też ty nie jedziesz. Nudzę się bez ciebie!
Wstała, pogładziła go po włosach i z pewną ciekawością oglądała jego twarz, ramiona, kapelusz.
— Czy ty wiesz, że ja cię kocham? — rzekła i zaczerwieniła się. — Drogim mi jesteś. Przyjechałeś i nie umiem ci powiedzieć, jak jestem szczęśliwą. Porozmawiajmy trochę. Opowiedz mi cokolwiek.
Wypowiadała mu swoją miłość, a on miał uczucie, jakby był już dziesięć lat po ślubie i jakby był głodnym. Objęła go za szyję, łechcząc go suknią po twarzy; odsunął ostrożnie jej rękę, wstał i nie mówiąc ani
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.