Potem przez cały dzień Jakób leżał i tęsknił. A gdy wieczorem batiuszka zapytał go po spowiedzi, czy nie pamięta jakiego szczególnego grzechu, wtedy on, wytężając osłabioną pamięć, przypomniał sobie nieszczęśliwą twarz Marty i rozpaczliwy krzyk żyda, którego pies ukąsił, i wymówił ledwo dosłyszalnym głosem:
— Oddajcie skrzypce Rotszyldowi.
— Dobrze — odpowiedział batiuszka.
I teraz wszyscy w mieście zapytują: skąd ma Rotszyld tak dobre skrzypce. Czy je kupił, czy ukradł, czy też dostał je może w zastawie? Dawno już zarzucił flet i grywa tylko na skrzypcach. Z pod jego smyczka płyną równie żałosne dźwięki, jak dawniej z fletu, ale gdy usiłuje powtórzyć to, co grał Jakób, siedząc na progu chaty, wtedy wychodzi coś tak smutnego i bolesnego, że słuchacze płaczą, a on sam wodzi dokoła oczami i mówi: »Wahhh!«... I nowa ta pieśń tak podobała się w mieście, że kupcy zapraszają do siebie Rotszylda i po dziesięć razy każą mu grać to samo.