Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

...I Matkę Jego... — powtórzyła Olga i zaczerwieniła się ze wzruszenia. Po chwili nie wytrzymała i rozpłakała się. Patrząc na nią, rozszlochała się i Marya, a potem i siostra Jana Makarycza. Stary zakaszlał i zaczął się kręcić, szukając podarunku dla Saszy, ale nic nie znalazł i tylko machnął ręką. Po skończonem czytaniu, sąsiedzi rozeszli się do domów, wzruszeni i bardzo zadowoleni z Olgi i z Saszy.
Ponieważ był to dzień świąteczny, rodzina cały dzień została w domu. Stara, którą i mąż i synowie i wnuki, wszyscy nazywali babką, starała się sama wszystkiem zajmować, paliła w piecu i nastawiała samowar, chodziła nawet do roboty, a potem narzekała, że ją zamęczają pracą. Niepokoiła się bezustannie tem, czy stary i synowie nie siedzą bez roboty. To jej się zdawało, że gęsi karczmarza wchodzą do jej ogrodu, wybiegała z chaty z długim kijem i potem przez pół godziny przeraźliwie krzyczała przy kapuście, równie zwiędniętej i chudej jak i ona sama; to jej się przewidziało, że wrona zakrada się do piskląt i wymyślając, na czem świat stoi, rzucała się na wronę. Złościła się i zrzędziła od rana do wieczora, nieraz nawet krzyczała tak przenikliwie, że na drodze zatrzymywali się przechodnie.
Ze swoim starym nie obchodziła się zbyt grzecznie, przezywała go próżniakiem, cholerą.
Był to człowiek, któremu nie można było zaufać i być może, że gdyby go ona bezustannie nie przynaglała, nie pracowałby wcale, przesiedziałby na piecu cały dzień, rozmawiając. Opowiadał synowi drobiazgowo o jakichś swoich wrogach, skarżył się na krzywdy, które jakoby codzień znosił od sąsiadów, nudno było go słuchać.
— Tak — opowiadał, trzymając się za boki. — Tak... Po święcie Podniesienia Krzyża św. sprzedałem w ciągu tygodnia siano po trzydzieści kopiejek za pud,