Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.

zdobywali ten ogień najlepsi z ludzi. Twój pradziad Połozniew, generał, walczył pod Borodino, dziad twój był poetą, mówcą i marszałkiem szlachty, wuj... pedagogiem, nakoniec ja, ojciec twój... architektem; wszyscy Połozniewowie strzegli ognia świętego po to, abyś ty go zgasił!
— Trzeba być sprawiedliwym — rzekłem — miliony ludzi pracuje fizycznie.
— Niech pracują! Nie umieją nic innego robić. Pracą fizyczną może się zajmować każdy, nawet skończony głupiec i zbrodniarz, praca ta jest przedewszystkiem właściwością niewolnika i barbarzyńcy, podczas gdy ogień dan jest niewielu w udziale.
Nie było celu prowadzić dalej tej rozmowy. Ojciec ubóstwiał sam siebie i przekonywającem było dla niego tylko to, co sam mówił. Przytem wiedziałem doskonale, że ta duma, z jaką się odzywał o pracy fizycznej, miała w swem założeniu nie tyle święty ogień na względzie, ile skrytą obawę, że zostanę robotnikiem i mówić o mnie będą w całem mieście. Co więcej, wszyscy moi rówieśnicy dawno już skończyli uniwersytet i byli na dobrej drodze, a syn naczelnika biura banku państwa był już assesorem kollegialnym, ja zaś, jedynak, niczem nie byłem! Nie było celu prowadzić dalej tej rozmowy, ale siedziałem dalej i słabo przeczyłem, w nadziei, że mnie nakoniec zrozumieją. Przecież cała ta kwestya przedstawiała się naturalnie i jasno, chodziło tylko o sposób, w jaki zdobyć mogę kawałek chleba, ale na to nie zwracali uwagi, mówili mi, szumnie zaokrąglając zdania, o Borodinie, o świętym ogniu, o wujaszku, zapomnianym poecie, który pisał kiedyś nieudane i podrabiane wiersze, nazywali mnie ordynarnie nierozumną głową, tępym człowiekiem. A jak ja pragnął, żeby mnie zrozumieli! Kocham bardzo ojca i siostrę i od dzieciństwa przyzwyczaiłem się radzić ich we wszystkiem, przyzwy-