Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiono, że uczyła się śpiewu w petersburskiem konserwatoryum i nawet, że przez całą zimę śpiewała w prywatnej operze. Bardzo mi się podobała i zwykle przez cały czas próby nie spuszczałem z niej oczów.
Wziąłem zeszyt, żeby zacząć suflować, gdy niespodzianie zjawiła się moja siostra. Nie zdejmując płaszcza i kapelusza, podeszła do mnie i rzekła:
— Proszę cię, chodźmy!
Poszedłem. Za sceną, w drzwiach stała Aniuta Błagowo, również w kapeluszu z ciemną woalką. Była to córka wice-prezesa sądu, służącego oddawna w naszem mieście, prawie od chwili założenia sądu okręgowego. Była wysokiego wzrostu i ładnie zbudowana, to też musiała brać udział w żywych obrazach, i kiedy przedstawiała wróżkę, albo Sławę, twarz jej gorzała ze wstydu; w widowiskach nie występowała, zachodziła na próbę na chwilkę tylko, z jakimkolwiek interesem, nie wchodząc do sali. I teraz widać było, że zaszła na minutkę.
— Ojciec mój mówił o panu — rzekła sucho, nie patrząc na mnie i rumieniąc się. — Dołżykow obiecał dać panu posadę na kolei żelaznej. Niech pan pójdzie do niego, jutro go pan zastanie.
Skłoniłem się i podziękowałem za starania.
— A to pan może zostawić — dodała, wskazując na zeszycik.
Podeszła z siostrą do Ażoginy i szeptały z nią przez parę minut, spoglądając na mnie. Naradzały się nad czemś.
— Rzeczywiście — rzekła cicho Ażogina, podchodząc do mnie i nie spuszczając ze mnie oczów — rzeczywiście, jeśli to pana odciąga od poważnych zajęć — wysunęła z rąk moich zeszycik — to może go pan oddać komu innemu. Nie kłopocz się pan, idź pan z Bogiem.
Pożegnałem się z nią i wyszedłem zawstydzony. Idąc po schodach, widziałem jak odchodziła moja siostra