Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.

rozbierał się do naga i goły biegał po polu. Zjadał muchy i twierdził, że są kwaskawe.


IV.


Pewnego razu po obiedzie, przybiegł zdyszany do oficyny i rzekł:
— Idź, siostra twoja przyjechała.
Wyszedłem. Istotnie, przed gankiem dużego domu stała miejska linijka. Przyjechała moja siostra, a z nią Aniuta Błagowo i jeszcze jakiś pan w wojskowym kitlu. Podszedłszy bliżej, poznałem wojskowego: był to brat Aniuty, doktór.
— Przyjechaliśmy do pana na piknik — rzekł. — Nic pan nie masz przeciwko temu?
Siostra moja i Aniuta chciały się dowiedzieć, jak mi się tu wiedzie, tymczasem obie milczały i przypatrywały mi się. Ja również milczałem. Zrozumiały, że mi się tutaj nie podoba, siostrze łzy napłynęły do oczów, a Aniuta Błagowo zaczerwieniła się. Poszli do ogrodu. Doktór wyprzedził wszystkich i mówił z zachwytem:
— Co za przepyszne powietrze! Matko Boska, co za powietrze!
Z twarzy wyglądał jeszcze na studenta. Mówił i chodził jak student, a spojrzenie jego szarych oczów było również żywe, proste i otwarte, jak u dobrego studenta. Obok swej wysokiej i pięknej siostry zdawał się być słabym, bez wyrazu, i bródkę miał rzadziutką i głos cieniutki, tenorek, dosyć zresztą przyjemny. Służył w jakimś pułku, a teraz przyjechał na urlop do swoich i mówił, że w jesieni pojedzie do Petersburga zdawać egzamin z medycyny. Miał już swoją własną rodzinę, żonę i troje dzieci; ożenił się wcześnie, jeszcze na drugim kursie, a teraz opowiadano w mieście, że jest nieszczęśliwym i że z żoną nie żyje.