Spojrzała powtórnie na wiadro z klajstrem, na tapety i mówiła dalej:
— Prosiłam doktora Błagowo, aby mnie z panem zaznajomił, ale widocznie nie zdążył już przed wyjazdem, lub też może zapomniał. Jakkolwiekbądź, my się przecie znamy i gdyby pan zechciał zajść kiedy do mnie, byłabym panu bardzo wdzięczną. Takbym rada pogadać trochę! Ja jestem prostą dziewczyną — dodała, podając mi rękę — przedemną nie będziesz się pan krępował. Ojca niema, wyjechał do Petersburga.
Poszła do czytelni, szeleszcząc suknią, a ja powróciwszy do domu, długo nie mogłem zasnąć.
Podczas tej niewesołej jesieni jakaś poczciwa istota, chcąc widocznie ułatwić mi życie, przysyłała mi od czasu do czasu to herbaty i cytryn, to pieczeni, to smażonych jarząbków. Karpowna mówiła, że to wszystko przynosi jakiś żołnierz, ale od kogo — niewiadomo; tenże żołnierz wypytywał się o moje zdrowie, o to, czy codzień jem obiad i czy mam ciepłe ubranie. Gdy nadeszły mrozy, podczas mojej nieobecności przysłano mi przez żołnierza miękki, wełniany szalik, od którego rozchodził się delikatny, ledwie uchwytny zapach perfum, i wtedy domyśliłem się, kto był moją dobrą wróżką. W szaliku czuć było konwalie, ulubione perfumy Aniuty Błagowo.
Gdy nastała zima, było coraz więcej roboty, zrobiło się weselej. Riedka znów odzyskał siły i pracowaliśmy razem w cerkwi cmentarnej, przy złoceniu ikon. Była to robota czysta, spokojna, a przytem niemała. Przez jeden dzień można było jednak dużo zrobić, czas schodził prędko, prawie niedostrzegalnie. Nie było ani kłótni, ani śmiechu, ani głośnych rozmów. Samo miejsce zmuszało nas do zachowania ciszy i skupienia i budziło w nas ciche, poważne myśli. Zajęci pracą staliśmy, lub siedzieliśmy nieruchomo, jak figury; cisza była niczem niezakłócona, taka, jaka jest właściwa cmentarzom, i je-
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/275
Ta strona została uwierzytelniona.