Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

śli upadło które z narzędzi lub zaskwierczało światło w lampce, dźwięki te rozlegały się głucho i ostro — i z przestrachem oglądaliśmy się dokoła. Po długiej ciszy rozlegało się jakieś brzęczenie, jak gdyby przelatywały pszczoły: to w przedsionku nucili wolno, półgłosem chłopcy; lub też malarz, rysujący na kopule gołębia wśród złotych gwiazd, zaczynał cicho gwizdać i spostrzegłszy to, umilkł; czasem Riedka odpowiadając swym myślom, mówił z westchnieniem: »Wszystko to być może! Wszystko to być może!«, lub też rozlegał się nad naszemi głowami powolny, żałosny głos dzwonu i malarze robili sobie szeptem uwagę, że pewno niosą do grobu bogatego nieboszczyka...
Dni całe spędzałem w tej ciszy, w zmroku cerkiewnym, a wieczorami grałem w bilard, lub też chodziłem do teatru na galeryę, w nowem kortowem ubraniu, które kupiłem z zarobionych pieniędzy. U Ażoginych rozpoczęto już przedstawienia i koncerty; dekoracye malował już teraz tylko Riedka. Opowiadał mi treść sztuk i żywych obrazów i słuchałem go z zazdrością. Coś mnie ciągnęło do tych prób, ale nie decydowałem się na to, aby pójść do Ażoginych.
Na tydzień przed Bożem Narodzeniem przyjechał doktór Błagowo. I znów rozpoczęliśmy nasze dyskusye, a wieczorem graliśmy w bilard. Podczas gry zdejmował tużurek, rozpinał na piersi koszulę i wogóle starał się, nie rozumiem dlaczego, nadać sobie pozory skończonego pijaka. Pił niewiele, ale hałaśliwie, i robił co mógł, aby w ohydnej restauracyi, jaką naprzykład była »Wołga«, wydać przez jeden wieczór do dwudziestu rubli.
I znów zaczęła mnie odwiedzać siostra; spotykając się oboje udawali zdziwienie, ale po jej radosnem, onieśmielonem spojrzeniu łatwo było poznać, że schadzki te nie były przypadkowemi. Pewnego razu, gdy wieczorem graliśmy w bilard, doktór rzekł do mnie: