Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

Usiedliśmy do kolacyi. Doktór i Marya Wiktorówna pili czerwone wino, szampan i czarną kawę z koniakiem; uderzali się kieliszkami, pili na cześć przyjaźni, rozumu, postępu, swobody i nie upili się, a tylko poczerwienieli i śmiali się bez powodu, do łez prawie. Nie chcąc się wydać nudnym, piłem i ja czerwone wino.
— Utalentowane, bogato obdarzone natury — mówiła Dołżykówna — wiedzą, jak żyć powinni i idą drogą swego przeznaczenia; przeciętni zaś ludzie, tacy naprzykład, jak ja, nic nie wiedzą i sami nic zrobić nie mogą; jedyna rzecz, która im pozostaje to jest wyśledzić jakikolwiek głęboki, społeczny kierunek i płynąć tam, gdzie prąd poniesie.
— Czyż można wyśledzić to, czego zupełnie niema? — zapytał doktór.
— Nie, bo my wogóle nic nie widzimy.
— Czyż tak? Społeczne kierunki, to jest najświeższy wymysł literacki. W rzeczywistości wcale ich niema.
Zaczęła się ożywiona dyskusya.
— Nie było i nie będzie u nas nigdy głębszych społecznych kierunków — mówił głośno doktór. — Mało to rzeczy wymyśliła ta nowa literatura! Głosi o jakichś inteligentnych pracownikach wśród włościan, a przeszukajmy nasze wsie, znajdziemy w nich jakiegoś jegomościa w marynarce, albo w czarnym tużurku, który w jednym wyrazie »jeszcze« potrafi zrobić cztery błędy. Życie kulturalne jeszcze się u nas nie zaczęło. Panuje to samo ździczenie, ta sama gburowatość, ta sama znikomość, co i przed pięciuset laty. Kierunki, prądy, jakież to wszystko małe, nędzne, związane z prywatą, z groszowymi interesami, czyż można poważnie się na nie zapatrywać? Jeśli się pani zdaje, że wyśledziła głęboki społeczny kierunek i idąc za nim, poświęci pani życie podobnym zadaniom, jak wyzwolenie robaków z niewoli, lub powstrzymanie się od jedzenia wołowych kotletów,