dużo męczono. Ojciec twój musi być strasznym człowiekiem.
Zacząłem jej opowiadać w jaki sposób wychowywano siostrę i mnie i jak rzeczywiście dzieciństwo nasze smutne było i męczące. Słysząc, że jeszcze tak niedawno temu ojciec mnie bił, zadrżała i przytuliła się do mnie.
— Nie opowiadaj więcej — rzekła. — To straszne.
Odtąd nie rozłączaliśmy się wcale. Mieszkaliśmy w dużym domu, w trzech pokojach, a wieczorem zamykaliśmy mocno drzwi, prowadzące do pustej części domu, jak gdyby tam mieszkał ktoś, kogo znamy i boimy się spotkać. Wstawiałem wcześnie, o świcie i zaraz brałem się do jakiejkolwiek pracy. Naprawiałem wozy, robiłem w ogrodzie alejki, kopałem grzędy, malowałem dach. Gdy nadszedł czas siejby owsa, próbowałem przeorywać grunt, bronować, siać i robiłem to wszystko sumiennie, nie pozostając w tyle za innymi robotnikami; męczyłem się od deszczu ostrego, chłodnego wiatru, paliła mnie twarz i bolały nogi, w nocy śniła mi się zaorana ziemia. Ale roboty polne nie pociągały mnie. Nie znałem wiejskiego gospodarstwa i nie lubiłem go; być może, że to dlatego, iż przodkowie moi nie byli ziemianami i w żyłach moich płynęła krew mieszczan. Naturę lubiłem tkliwie, lubiłem i pole, i łąki i ogrody, ale chłop, poruszający suchą ziemię, nawołujący swego nędznego konia, obdarty, przemoknięty, z wyciągniętą szyją, był dla mnie wyrazem ordynarnej, dzikiej, nizkiej siły, i patrząc na jego niezgrabne ruchy, mimowolnie przypominałem sobie te stare, legendowe czasy, kiedy ludzie jeszcze ognia nie znali; dziki byk, chodzący z chłopskiem stadem, i konie, gdy stukając kopytami, przebiegały przez wieś, przejmowały mnie strachem i wszystko co silne i złe, czy to baran z rogami, gęsior, czy pies łańcuchowy stały się dla mnie wyrazem tej ordynarnej siły.
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/298
Ta strona została uwierzytelniona.