Odczuwałem to bardziej jeszcze w dni pochmurne, gdy nad czarnem, świeżo zaoranem polem zawisły ciemne chmury. Gdy zaś orałem, lub siałem i ludzie gromadzili się, aby patrzeć, jak ja to robię, wtedy nie myślałem już o tem, że praca jest koniecznym obowiązkiem człowieka, zdawało mi się, że się bawię. Wolałem też o wiele robić cokolwiekbądź w domu i nic mi takiej przyjemności nie robiło jak malowanie dachów.
Chodziłem przez ogród i przez łąkę do naszego młyna. Wziął go w dzierżawę Stepan, piękny, kuryłowski chłop, wysmukły, z gęstą, czarną brodą, widać siłacz wielki. Roboty we młynie nie lubił, uważał ją za nudną, a mieszkał tam tylko dlatego, żeby nie być w domu. Z zawodu był rymarzem i rozchodził się od niego zawsze zapach smoły i skóry. Rozmawiać nie lubił, ciężki był i nieruchliwy, najczęściej siedząc na brzegu rzeki lub na progu, zawodził zcicha: »u-lu-lu-lu«. Od czasu do czasu przychodziły do niego z Kuryłówki żona i teściowa, obie blade, wątłe, nieśmiałe, kłaniały mu się nizko i mówiły: »wy, Stepanie Piotrowiczu«. A on, nie odpowiadając na ich ukłon najlżejszem skinieniem głowy, siadał nieco dalej i śpiewał tęsknie: »u-lu-lu-lu«. W ten sposób upływała cała godzina. Teściowa i żona, zamieniwszy między sobą słów parę, wstawały i patrzały na niego w nadziei, że się choć obejrzy, potem kłaniały mu się znów nizko i mówiły słodkimi, śpiewnymi głosami.
— Bywajcie zdrowi, Stepanie Piotrowiczu.
I odchodziły. Nieco później, podnosząc z ziemi pozostawiony przez nie węzełek z obwarzankami, lub z koszulą, Stepan wzdychał i mówił, zwracając oczy w ich stronę:
— Ach te kobiety, te kobiety!
Dwa kamienie młyńskie pracowały dzień i noc. Pomagałem Stepanowi, zajęcie to podobało mi się i gdy odchodził, zastępowałem go chętnie.
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/299
Ta strona została uwierzytelniona.