Przyjechał na rowerze doktór Błagowo. Siostra często odwiedzać nas zaczęła. I znów rozmowy o pracy fizycznej, o postępie, o wielkiej niewiadomej, o przyszłości, jaka czeka ludzkość. Doktór nie lubił naszego gospodarstwa, gdyż odrywało nas od dyskusyi; twierdził, że orać, kosić, chować cielęta, nie jest godnem człowieka wolnego i że wszystkie te rodzaje walki o byt ludzie powierzą z czasem zwierzętom i maszynom, a sami zajmować się będą wyłącznie badaniami naukowemi. Siostra bezustannie prosiła, abyśmy ją wcześnie odesłali do domu i jeśli zostawała do wieczora, lub też nocowała, skargom jej nie było końca.
— Boże drogi, jakiż z ciebie jeszcze dzieciak — mówiła Masza z wymówką. — To w końcu śmieszne, doprawdy!
— Tak, śmieszne — zgadzała się siostra — wiem, że to jest śmieszne, ale cóż ja na to poradzę, kiedy nie mogę się przezwyciężyć? Ciągle mi się zdaje, że robię coś złego.
Podczas sianokosu bolało mnie całe ciało; siedząc wieczorem ze swoimi na werandzie, zasypiałem nagle; wyśmiewano się ze mnie głośno. Budzono mnie i prowadzono do stołu, do kolacyi, przygniatała mnie senność i jak w omdleniu widziałem światła, twarze, talerze, słyszałem głosy i nie rozumiałem ich. A wstając nazajutrz skoro świt, brałem kosę, lub też szedłem na miejsce budowli i pracowałem przez cały dzień.
W święto, gdy siedziałem w domu, zauważyłem, że żona i siostra ukrywają coś przedemną i nawet bodaj, że mnie unikają. Żona była dla mnie równie miła, jak zawsze, ale zajęta swemi myślami, nie chciała mi ich powiedzieć. Widocznem było, że jej rozdrażnienie na widok chłopów rosło, życie stawało się dla niej coraz cięż-
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.
XIII.