dlatego, że ona tego chciała. I gdyby mi kazała czyścić głęboką studnię, w której musiałbym brnąć po pas w wodzie, wlazłbym i do studni, nie zastanawiając się, czy to potrzebne, czy też nie. A teraz, kiedy jej przy mnie nie było, Dubiecznia ze swemi rozwalinami, ze swym brudem, ze skrzypiącemi okiennicami, ze złodziejami we dnie i w nocy była dla mnie chaosem, w której każda praca byłaby bezużyteczną. Bo i poco tu pracować, poco się troszczyć myślą o przyszłości, jeśli czułem, że tracę grunt pod nogami, że rola moja w Dubieczni już odegrana, jednem słowem, że czeka mnie ten sam los, który spotkał księgi gospodarskie. Ach, jakże strasznie cierpiałem w nocy, podczas długich godzin samotności, kiedy co chwila nadsłuchiwałem ze strachem, czekałem niejako, czy ktobądź nie krzyknie, że czas już, abym się stąd wyniósł. Nie żałowałem Dubieczni, żałowałem mojej miłości, dla której widocznie też nadchodziła jesień. Jakież to olbrzymie szczęście kochać i być kochanym i jak strasznem jest uczucie, że się zaczyna spadać z wysokiego piedestału!
Masza wróciła z miasta na drugi dzień przed wieczorem. Była z czegoś niezadowolona, ale starała się to ukryć, zapytała tylko dlaczego drugie okna wstawione, twierdziła, że udusić się można. Wyjąłem dwie framugi. Jeść nam się nie chciało, ale usiedliśmy do kolacyi.
— Idź, umyj ręce — rzekła żona. — Czuć farby od ciebie.
Przywiozła z miasta nowe ilustrowane dzienniki i zaczęliśmy je razem po kolacyi oglądać. W dodatkach umieszczone były najświeższe żurnale mód. Masza przeglądała je pobieżnie i odkładała na bok, chcąc je później dokładnie obejrzeć. Jedna z sukien, z szeroką, jak dzwon, gładką spódnicą i z wielkimi rękawami zwróciła jej uwagę i przypatrywała jej się przez chwilę uważnie.
— To nie złe — rzekła.
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/319
Ta strona została uwierzytelniona.