Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/324

Ta strona została uwierzytelniona.

miałem uczucie, że jem dojrzałą, słodką, pachnącą dynię. Skończyła, przyklasnęli jej, a ona uśmiechała się, zadowolona, rzucając krótkie spojrzenia, przerzucając nuty, poprawiając ozdoby sukni, wyglądała, jak ptak, który wydostawszy się na wolność, próbuje swych skrzydeł. Włosy miała zaczesane na uszy, wyraz jej twarzy był nieprzyjemny, nieładny nawet, wyzywający, jak gdyby chciała krzyknąć na nas, jak na konie: »Hej, wy, maleńkie!«
Musiała być bardzo w tej chwili podobną do swego dziada, furmana.
— I ty tutaj, Misaelu? — zapytała, podając mi rękę — Czy słyszałeś, jak śpiewałam? No, jakże uważasz? — i nie czekając na moją odpowiedź, Masza roztargniona mówiła dalej: — Bardzo dobrze, żeś przyjechał. Oznajmiam ci, że wyjeżdżam dziś wieczór na pewien czas do Petersburga. Czy pozwalasz?
O północy odwiozłem ją na dworzec. Uścisnęła mnie serdecznie, widocznie wdzięczna za to, że jej nie stawiam niepotrzebnych pytań, obiecywała, że często pisać będzie, a ja ściskałem mocno jej ręce i całowałem je, z trudem wstrzymując się od łez, nie mówiąc ani słowa.
A gdy wyjechała, stałem długo jeszcze patrząc na oddalające się światło, wołałem za nią w sercu pieszczotliwemi nazwami i mówiłem cicho:
— Moja miła, droga Masza...
Nocowałem u Karpówny, a już nazajutrz rano pracowałem razem z Riedką u bogatego kupca, wydającego córkę za doktora.


XVII.


W niedzielę, po obiedzie przychodziła do mnie siostra i piliśmy razem herbatę.