Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

Zapytała ze współczuciem o zdrowie jego siostry, Niny Teodorówny. Przed dwoma miesiącami wycinali jej raka, a teraz bali się, że choroba znów powraca.
— Byłam u niej dziś rano — rzekła Julia Siergiejewna — wydało mi się, że przez ubiegły tydzień nie schudła, ale zwiędła.
— Tak, tak — potwierdził Łaptiew. — Recydywy nie będzie, ale ona jest z każdym dniem słabsza i niknie mi w oczach. Nie rozumiem, co to jest.
— Boże, a jakaż była zdrowa, tęga, czerwona! — odezwała się Julia po chwilowem milczeniu. — Nazywali ją tu sikorą. Jakże się z tego śmiała! Podczas świąt przebierała się za prostą babę i bardzo jej z tem było do twarzy.
Doktor Siergiej Borysycz był w domu: tęgi, czerwony, w długim surducie, sięgającym poniżej kolan, chodził w swoim gabinecie z kąta w kąt, wsunąwszy ręce w kieszenie i śpiewał półgłosem: »Ru-ru-ru-ru«. Siwe faworyty były rozczochrane, głowa nie uczesana, jakby przed chwilą wstał z łóżka. Jego gabinet z poduszkami na kanapach, z pakami starych papierów po kątach i z chorym, brudnym pudlem pod stołem, wywierał wrażenie czegoś równie nieporządnego, szorstkiego, jak i on sam.
— Pan Łaptiew chce się z tobą widzieć — rzekła do niego córka, wchodząc do gabinetu.
— Ru-ru-ru-ru — zaśpiewał głośniej i przechodząc do sali, podał Łaptiewowi rękę, pytając: — Cóż pan powie dobrego?
Ciemno było zupełnie. Łaptiew, nie siadając i trzymając kapelusz w ręku, przeprosił za zakłócenie spokoju; następnie zapytał, co robić, aby siostra sypiała w nocy i nie chudła w tak przeraźliwy sposób. Mieszał się, przypominając sobie, że te same pytania zadał doktorowi podczas jego rannych odwiedzin.