kich prawie kościołach odprawiono nabożeństwa na jej intencyę. Ona była dobrodziejką w tem mieście, kochali ją bardzo. Czyniła dobrze niezwykle chętnie, tak jak brat jej, Aleksy, który dawał pieniądze z wielką łatwością nie zastanawiając się nad tem, czy trzeba je dać, czy też nie. Nina Teodorówna płaciła za biednych uczniów, starcom dawała herbatę, cukier, powidła, ubierała ubogie kobiety, a jeśli wpadła jej do rąk gazeta, szukała przedewszystkiem, czy niema jakiej wzmianki o potrzebującym wsparcia.
Trzymała teraz w ręku paczkę kartek, za które przeróżni biedacy brali towar u kupca, dopominającego się obecnie o osiemdziesiąt dwa ruble.
— A bezwstydni, ile to oni nabrali! — mówiła ledwo mogąc doczytać pismo swe na kartkach. — Czy to żarty? Osiemdziesiąt dwa! Nie oddam.
— Ja dziś zapłacę — rzekł Łaptiew.
— Jakto, jakto? — przeraziła się Nina Teodorówna. — Czy nie dosyć, że dostaję od ciebie co miesiąc dwieście pięćdziesiąt rubli? Niech ci Bóg da zdrowie — dodała po cichu, nie chcąc, aby ją usłyszała służba.
— No, a ja wydaję miesięcznie dwa tysiące pięćset — rzekł. — Powtarzam ci jeszcze raz, moja droga: masz równe prawo wydawać i tracić, jak ja i Teodor. Zrozum to raz na zawsze. Ojciec ma nas troje, a więc z każdych trzech kopiejek jedna należy się tobie.
Ale Nina Teodorówna nie rozumiała i wyglądała, jak gdyby miała do rozwiązania jakieś trudne zadanie. To nierozumienie pieniężnych interesów martwiło i niepokoiło Łaptiewa. Posądzał ją przytem, że ma jakieś osobiste długi, których nie śmie mu wyznać, a które nie dają jej spokoju.
Dały się słyszeć kroki i ciężkie westchnienia; po schodach szedł doktor, jak zawsze potargany i brudny.
— Ru-ru-ru — śpiewał. — Ru-ru.
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.