znać było pewien ciężar, czoło naprężyło się jak guma, oto za chwilę wytrysną łzy. Czując w całem ciele silne osłabienie, położył się na łóżku i w przeciągu pięciu minut zasnął.
Propozycya, którą tak niespodzianie Łaptiew uczynił Julii Siergiejewnie, doprowadziła ją do rozpaczy.
Znała Łaptiewa bardzo niewiele, poznała się z nim przypadkiem; był to człowiek bogaty, przedstawiciel znanej firmy moskiewskiej: »Teodor Łaptiew i Synowie«, człowiek bardzo poważny, uczony, zafrasowany chorobą siostry; zdawało jej się, że nie zwracał na nią nigdy najmniejszej uwagi, on jej był najzupełniej obojętnym, a nagle to oświadczenie na schodach, ta żałośna zachwycona twarz jego...
Propozycya zmieszała ją jako coś niespodzianego, drażniło ją użycie słowa »żona« i to, że odmówić musiała. Nie pamiętała już co powiedziała Łaptiewowi, ale odczuwała jeszcze ślady tego gwałtownego, nieprzyjemnego uczucia, z jakiem mu odmówiła. Nie podobał jej się; miał powierzchowność urzędnika, nic ją w nim nie zajmowało, nie mogła inaczej odpowiedzieć, jak odmownie, ale pomimo to było jej nieprzyjemnie, czuła, że głupio postąpiła.
— Boże mój — mówiła zrozpaczona, stojąc nieruchomie na schodach i zwracając się do obrazu, który wisiał nad drzwiami — nie starał się o mnie dawniej, tylko tak jakoś dziwnie, niezwykle...
Strach jej stawał się coraz silniejszy, nie mogła sobie dać rady z tem uczuciem. Potrzebowała, aby ją ktoś wysłuchał i powiedział jej, czy postąpiła tak jak była powinna. Ale nie miała z kim mówić. Matka już dawno nie żyła, ojca uważała za człowieka dziwnego,