ten sprawiał dziwne wrażenie biednem, mieszczańskiem umeblowaniem, złymi obrazami i chociaż były tu krzesła i wielka lampa z abażurem, całość wyglądała jak coś niezamieszkałego, jak obszerna szopa; w tym pokoju mógł się czuć u siebie tylko taki człowiek, jak doktór. Sąsiedni pokój, dwa razy większy, nazywano »salą«; stał tu tylko rząd krzeseł, jakby w sali do tańca.
Nagle, podczas gdy Łaptiew rozmawiał z doktorem o swojej siostrze, zaczęło go męczyć podejrzenie. Czy nie dlatego była Julia Siergiejewna u Niny i przyprowadziła go tutaj, żeby mu oznajmić, iż przyjmuje jego oświadczenie. O, jakie to straszne, jakie to straszne, że w duszy jego mogą się rodzić podobne przypuszczenia. Wyobraził sobie, jak przez wczorajszy wieczór i część nocy ojciec z córką naradzali się, może się kłócili, a nareszcie zgodzili się na to, że Julia postąpiła lekkomyślnie, odmawiając bogatemu człowiekowi. Dźwięczały mu nawet w uszach słowa, które zwykle mówią rodzice w podobnych wypadkach:
— Prawda, nie kochasz go, ale pomyśl, ile mogłabyś robić dobrego.
Doktór szedł do chorych i Łaptiew chciał wyjść z nim razem, ale Julia Siergiejewna odezwała się:
— Niech pan zostanie, proszę pana.
Była zmęczoną, upadła na duchu i wmówiła w siebie, że odmawiać swej ręki człowiekowi porządnemu, dobremu, kochającemu ją, tylko dlatego, że jej się nie podoba, zwłaszcza, jeśli wychodząc za niego ma możność zmiany życia tego niewesołego, monotonnego, próżnego; kiedy młodość przechodzi i niema na widoku nic jaśniejszego, odmawiać w takich warunkach, to szaleństwo, to kaprys i dziwactwo, za które Bóg ją ukarać może.
Ojciec wyszedł. Gdy już kroki ucichły, stanęła nagle przed Łaptiewem i strasznie blada, rzekła stanowczym głosem:
Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.