Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/38

Ta strona została przepisana.

syanizmu. W Księstwie wtedy o Towiańskim głuche i nie pewne krążyły wieści. Dla tego, kiedy w kilka dni po przyjeździe Marcelego do Paryża, Mickiewicz zaprosił wszystkich rodaków do swego mieszkania przy rue d'Amsterdam l. 44, w którem miał przemawiać Towiański, powodowany ciekawością, poszedł na to zebranie w towarzystwie Siegfrieda, Sokolnickiego, Galicyanina Kunaszowskiego i Kalinkowskiego z Królestwa. Przebieg tego zebrania opowiada Marceli Motty w następujący sposób:
„Już w mieszkaniu Mickiewicza upatrywali Towiańszczycy przepowiednią, znajdując w nazwie ulicy wyraz dam ster dam i przypominając z improwizacyi a imię jego czterdzieści i cztery! Wszedłszy na pierwsze piętro do dość dużego pokoju, zastaliśmy już liczne towarzystwo; zebrało się tam, ile sobie przypomnieć mogę, około czterdziestu osób, których naturalnie wtedy nie znałem. Wszyscy stali cicho; Mickiewicz chodził z miejsca na miejsce milcząc, lecz na twarzy jego widać było pewien niepokój. Krótko po nas weszła innemi drzwiami pani Mickiewiczowa, młoda wtenczas, wysmukła, widocznie nerwowo-rozdraźniona, a z nią jakaś niewielka, niepokaźna osóbka; powiadano mi potem, że to panna Dejbel, Litwinka rodem. Wtedy ustawił nas Mickiewicz w dwa rzędy, na lewo i na prawo, tak iż między nami został wolny ganek; poczem, wstąpiwszy do przyległego pokoju, wrócił po chwili z człowiekiem średniego wzrostu i średniéj tuszy, w długim brązowym surducie, do góry zapiętym, z białą wysoką chustką na szyi. Ubiór cały był bardzo świeży; postać i głowa z siwiejącym włosem robiły wrażenie postaci i głowy poważnego i łagodnego księdza i przyznać muszę, iż miały w sobie coś miłego i uszanowanie wzbudzającego. Tak nam się przedstawił pan Andrzej Towiański.“
„Stanął tyłem do okien, pomiędzy naszemi dwoma rzędami, i zaczął prawić. Miał głos dźwięczny i działający na nerwy, talent wykładu oratorskiego; mówił spokojnie i cicho, lecz czasami głośniéj, coraz głośniéj, tak iż wreszcie krzyczał niemal, poczerwieniał na twarzy i machał rękami. Płynęło wszystko gładko i bez przerwy