wania, zwłaszcza jemu, wychowanemu w atmosferze naukowéj, było bez wątpienia bardzo trudnem. My, którzy znaliśmy Marcelego Mottego, nie możemy go sobie wyobrazić w długich butach, w lesie, robiącego pomiary, albo czekającego z fuzyą na zwierzynę. Interes dla leśnictwa był u niego wyrozumowany, był to drugi pokład umysłowy, do którego gwałtem przedzierało się uczucie pierwszego. Mieliśmy sposobność słyszeć opowiadanie o jego pierwszym debiucie na polowaniu. Świeżo kreowany leśnik strzelił do sarny. Piękny ten zwierz przed zgonem rzucił wzrok pełen wyrzutów na sprawcę swego losu: Marceli Motty rzucił fuzyą i uciekł z łowów.
W listach jego pisanych z czasów karyery leśniczéj nie możemy się dopatrzeć wielkiego interesu dla nowego zawodu. Czasem tchną one szalonym humorem. Pozwoliliśmy sobie przytoczyć ustęp z jego listu do Cegielskiego, pisanego w końcu drugiego roku jego leśnego zawodu. Eksidealista pisze do eksidealisty, żelaznego szwagra, parodyując nowe obu zawody. „Trzęsie się podobno Twoje żelazne serce od gniewu, a stalowe wnętrzności Twoje gną się i drgają, sieczkarnia Twego mózgu stanęła z oburzenia, łańcuchy Twojéj cierpliwości pękły, szufle rąk Twoich machają z wściekłością, zakrzywił się hak nosa Twego, rozwarły się drzwiczki Twych uszu, opadły klamki ust Twoich, gwoździe zębów się ostrzą, pilnik języka skrzypi, nadymają się miechy płuc, nawet się szrutownia brzucha rozstroiła, słowem cały metal Twéj tkwiącéj w przestrzeni światowego podścieliska osobistości chce mnie przygnieść, przywalić, skruszyć i zetrzeć za to, że do Ciebie nie pisałem… Mea culpa, prawda, ale wiesz, przecie, żelazny człowiecze, z dawniejszych czasów, że chociaż mój umysł i moje afekta wysokopienne, to skwapliwość moja do listów bardzo niskopienna, że prędzéj pod wiatr pognasz nagankę, prędzéj kuropatwa na drzewie usiędzie, prędzéj się bekasy zagnieżdżą na drzewie, a sokoły w błocie, prędzéj zając charta wygryzie, aniżeli leśna prawica moja schwycić zdoła za pióro, aby w kształcie listu sunąć potokiem miodopłynnych wyrazów i uczuć. I cóżbym mógł pisać do Ciebie, choćbym się nawet ze
Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/48
Ta strona została przepisana.