niejako dobę złotą swego żywota, w któréj, jak to pięknie wyrażali Grecy, jest najtęższym ze siebie samego (δεινότατος έαυτού). Ten czas przypada w życiu Marcelego Mottego na latach 1860—1870. Będąc wówczas w sile wieku, przy dobrem zdrowiu i żyjąc w uregulowanych stosunkach, posiadał największą swobodę umysłową i najbystrzejszy dowcip. Stan ten umysłowy objawił się na zewnątrz we feljetonach, które umieszczał stale co sobotę w „Dzienniku Poznańskim“ od lipca roku 1865 do kwietnia roku 1867. Napisał ich ze wszystkiem 54. Twierdzimy śmiało, że owe pogadanki tygodniowe o sprawach poznańskich stanowią epokę w dziejach dziennikarstwa poznańskiego. Pisane były bezimiennie we formie Listów Wojtusia do bawiącego na dobrowolnem wychodźtwie Pafnusia, a datowane z Zawad. Stały się one oryginałem dla wielu późniejszych kopii, ale, przyznać trzeba, oryginałem niedoścignionym. Nie przypominamy sobie, żeby kiedykolwiek jakieś artykuły na gruncie poznańskim budziły taki interes, jak listy Wojtusia, a zapał, z jakim je czytano, chyba porównać można z interesem, który przed 15 mniej-więcéj laty wzbudzała pierwsza historyczna powieść Sienkiewiczowskiéj Trylogii. Z upragnieniem oczekiwano sobotniego numeru „Dziennika“, a każdy biorący w sobotę do ręki „Dziennik“, z pominięciem telegramów, zaczynał jego lekturę od listu Wojtusia.
Zostawiając politykę w „Dzienniku“ arystokratom z pierwszego piętra, rozwinął Marceli Motty na dolnem piętrze gazety, w odcinku, wykwintną causerie de omnibus rebus et quibusdam aliis. Omawiał w swych feljetonach w sposób oryginalny i lekki sprawy bieżące, które mogły zajmować inteligentną część społeczeństwa poznańskiego. Przeważną część zajmują sprawozdania z koncertów, balów, przedstawień, wystaw, publikacyi artystycznych i literackich; wszystkie te ekspektoracye są ożywione sympatycznemi wycieczkami na prawo i lewo, wciągającemi znane w mieście osobistości. Uwagi nad nowemi książkami są ujęte nie we formę doktrynerską, ale pogadankową. Nastrój jest satyryczny, n. p. kiedy jest mowa o Władysiu, który książki kupuje, ale nie rozrzyna, albo o pa-
Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/59
Ta strona została przepisana.