Strona:Antoni Danysz - Ś.p. Marceli Motty.pdf/9

Ta strona została przepisana.

{{f|przed=5em|Zabieramy się do skreślenia życiorysu człowieka, na którego społeczeństwo wielkopolskie spoglądało przez pół wieku ze czcią i uwielbieniem. Uczucie to był tem głębsze i rzetelniejsze, że się tyczyło wewnętrznéj istoty Marcelego Mottego, a nie zewnętrznych danych, które częstokroć wartość człowieka podnoszą. Społeczeństwo wielkopolskie uznawało w zmarłym jego moralną wartość, czciło jego szlachetny i podniosły charakter. Wyższość jego charakteru była tak wybitną, że przykuwała niejako i zmuszała do uznania. Rzadka w człowieku zgoda szlachetnéj woli i wyższéj inteligencyi robiła z Marcelego Mottego na wskroś wyższą osobistość, która nakazywała poszanowanie i stawała się dla innych powagą, chociaż on sam najmniéj na nią się wysilał. Każdy, kto go znał, czuł, że nic nieszlachetnego, że nic mniéj szlachetnego nie ma przystępu do jego podniosłego umysłu.
Warunki, wśród których obecnie żyjemy, są tak trudne i przerafinowane, że nawet dobre charaktery nie wahają się nieraz dla pewnych korzyści zawierać kompromisu z tem, co jest mniéj dobrem. Ale takich niewinnych choćby układów z sumieniem nie znał Marceli Motty. Co raz napiętnował (ulubionem swojem drastycznem wyrażeniem) jako nie dobre, od tego odwracał się ze wstrętem. Ciągłe zaś przestrzeganie bezwzględnéj prawości, szlachetności i przyzwoitości wyrobiło w nim arystokracyą umysłową, którą natychmiast każdy odczuwał — nawet po krótkiem z nim obcowaniu. W tem leżała tajemnica jego towarzyskiéj powagi. Ten katonizm etyczny, nie dopuszczający kompromisów,