Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

wieszenie, ale nawet pokazał mu na swej twarzy, jak będzie wyglądał rotmistrz na stryczku.
Rozstaliśmy się grzecznie, a na odchodnem powiedziałem:
— To nie są żarty, rotmistrzu! Moja wizyta u pana jest pierwszą jaskółką. Jestem obecnie w roli anioła-zwiastuna śmierci... Do widzenia!...
Zupełnie taka sama była wizyta nasza u drugiego działacza „czarnej sotni“, kupca Czistiakowa.
Przyjął wizytę i oznajmienie moje ze spokojem i tylko, gdy odchodziliśmy, mruknął:
— Zobaczymy!
— Pewno, że zobaczymy — natychmiast odpowiedział Własienko — ale to zobaczenie będzie już ostatniem dla was, albo dla nas...
Trzecia wizyta była bardziej frapująca.
Prezesa komitetu robotniczego znaleźliśmy w towarzystwie trzech drabów. Siedzieli w mieszkaniu Iwanowa i pili. Butelki z wódką i resztki kiełbasy świadczyły o tem. Na nasz widok powstali w dość groźnej postawie, głośno sapiąc. Przypisałem to nietyle ich gniewowi, ile działaniu alkoholu.
— Pan, panie Iwanow, jest agentem policji politycznej i chce wywołać wojnę domową w Mandżurji, wmieszać w nią armję i zgubić całą sprawę. Wiem wszystko, a mogę przytoczyć dowody przed sądem robotniczym. Daję panu trzy dni do namysłu. Po tym terminie albo pan na zawsze porzuci Mandżurję, albo będzie aresztowany i...
Nie wiedziałem jeszcze, co mam mu powiedzieć, gdy Własienko swoim tenorowym, figlarnym głosem wypalił:
— ...i powieszony!...
Iwanowowi oczy błysnęły i zrobił ruch w stronę łóżka. Jednak Własienko uprzedził go. Skoczył i z pod