a przez okna widać było szalejący wewnątrz budynku ogień.
Gorączkowo pracowała straż ogniowa i wezwani saperzy. Od gmachu odrywały się kawałki rozpalonego kamienia i z trzaskiem, podobnym do wystrzałów karabinowych, rozpryskiwały się w powietrzu. W jednem miejscu jakieś osobniki napadły na grupę urzędników kolejowych i zaczęły bić ich i plondrować kieszenie.
Odrazu ruszyła tam policja i Własienko ze swoimi ludźmi. Schwytano kilku bandytów. Okazali się byłymi aresztantami więzienia kryminalnego, a w kieszeniach u niektórych znaleziono listy prezesa charbińskiego „Związku narodu rosyjskiego“. On to uplanował pogrom kolejowców, korzystając z paniki przy pożarze.
Cała praca straży ogniowej ograniczona była do umiejscowienia ognia w gmachu kolejowym i niedopuszczenia go poza jego obręb.
Widziałem, jak się wyginały stalowe belki na górnych piętrach i jak spadały nadół całe sale wraz z meblami i szafami, pełnemi papierów.
Trzy dni palił się gmach, aż pozostały tylko mury