a później zarządu „Związku pracujących“ miała ściśle państwowy charakter, i powołując się na zdanie naczelnego wodza, generała Liniewicza, nie przestającego posiłkować się autorytetem i wpływami tej organizacji.
W Petersburgu naturalnie nie dano posłuchu tym relacjom, a naczelnik żandarmów i prokurator dostali dymisję: co do generała Liniewicza, to ten miał ciągłą, bardzo przykrą korespondencję z ministerstwem wojny i ministrem spraw wewnętrznych.
Życie tymczasem płynęło swojem łożyskiem, a prąd tego życia był równy i spokojny, niczem niezmącony.
Monarchistom zaś i policji politycznej, przysłanej tu z Rosji, chodziło o zamieszki, aby móc rozpocząć swoją ponurą i zbrodniczą działalność.
Obmyślili oni bardzo dowcipny plan.
„Związek narodu rosyjskiego“ nawiązał stosunki z bandami chunchuzów, zawsze grasującemi w okolicach Charbina i innych więcej zaludnionych centrów. Obiecano im pomoc i bezkarność.
Szybko ukazały się rezultaty.
Zaczęły się napady chunchuzów na składy wojskowe i kolejowe.
Kilka takich składów zrabowano i spalono, a do Petersburga pomknęły doniesienia, że rozbałamuceni przez „Związek pracujących“ żołnierze nie spełniają swoich obowiązków, narażając państwo na niebezpieczeństwo i straty. W innych raportach pisano, że bandy chunchuzów są na żołdzie kierowników „Związku pracujących“, ponieważ ci kierownicy chcą zebrać znaczne sumy pieniężne, aby móc wyjechać zagranicę i tam przeczekać okres likwidacji rewolucji na Dalekim Wschodzie.
Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.