Na warcie po obiedzie stanął przy moich drzwiach już znany mi sympatyczny żołnierz, blondyn. Długo stał, milcząc, lecz zauważyłem, że ostrożnie rozgląda się po korytarzu. Nagle syknął, patrząc na mnie, a jednocześnie wrzucił przez okienko skrawek papieru.
Ktoś „z wolności“, z poza murów więziennych, donosił o zachodzących wypadkach. Dowiedziałem się, że sąd zaoczny nad nami podobno się już odbył, i że skazano nas na śmierć przez rozstrzelanie. Jednak w sztabie generała Iwanowa zaszły pewne tarcia i duża grupa wpływowych oficerów nie zgadzała się z wyrokiem, żądając ponownego rozpatrzenia sprawy nie w „ekspres-sądzie“, lecz w zwykłym sądzie wojennym. Żądano też tego z różnych warstw społeczeństwa.
„Nie upadajcie na duchu, — pisał nieznany korespondent — do Petersburga wysłano depesze w waszej obronie. Tymczasem generał Iwanow przyłapał wszystkie, lecz potrafimy dopiąć celu“.
Był w tej obietnicy cień nadziei, chociaż słaby, bardzo słaby! Posiadający nieograniczone pełnomocnictwa, generał Iwanow mógł się wcale nie liczyć z protestami, lecz kazać pewnej nocy wyprowadzić nas z więzienia i rozstrzelać, tworząc w tak prosty sposób „fait accompli“, do którego często uciekały się carskie władze rosyjskie i uciekają się, nielepsze od nich, władze sowietów, współczesnych carów Rosji[1].
Do wyczerpującego mnie bólu nogi, do napastników nocnych, przyłączył się jeszcze jeden wróg, najstraszliwszy i niemiłosierny.
Była nim trwoga...
- ↑ Jednym z najświeższych przykładów tego jest rozstrzelanie ks. prałata Butkiewicza, fakt, który oburzył cały świat cywilizowany.