Przez cały ten czas nikt nas nie ruszał. Ucichło wszystko, jakgdyby zapomniano o nas.
— To dobrze! — kombinował Lepeszyński. — Ten cham, Iwanow, wysapie się przez ten czas, może go zabiorą stąd, lub sam się domyśli i skręci sobie kark. Wtedy wyrok sądu będzie lżejszy dla nas.
Zresztą nie łudziliśmy się bynajmniej co do czekającego nas wyroku. Byliśmy przekonani, że sąd skaże nas na zesłanie na północ gubernji irkuckiej, do obwodu Leńskiego, i na osiedlenie gdzieś w tundrze wpobliżu koła podbiegunowego. Takie zesłanie oznaczało rzucenie ludzi w dzikie miejscowości na całe życie, lecz istniała zwykle nadzieja na to, że może być amnestja z powodu urodzenia się w rodzinie cara syna lub z powodu jakiegoś ważnego aktu państwowego. Życzyliśmy więc carowi Mikołajowi II, aby miał jak najwięcej synów, a co do amnestji politycznej, to, mimo wzmagającej się reakcji monarchistycznej, mieliśmy powody spodziewać się jej, gdyż cała myśląca Rosja żądała jej oddawna.
— Najwyżej przejedziemy się na koszt rządu na północ i powrócimy — mówiłem swoim kolegom. — Nigdy jeszcze nie byłem w tamtych stronach i bardzo jestem ciekaw!
— Wogóle zesłanie lepsze jest od więzienia — zdecydował Lepeszyński — gdyż człowiek może poruszać się mniej więcej swobodnie i nie tkwi mu pod nosem żołnierz z bagnetem, żandarm lub prokurator.
— Albo Jego Ekscelencja Iwanow — mruczał Nowakowski, pałający nienawiścią do tego generała, który popsuł mu tyle krwi. Wolę codzień w tajdze irkuckiej spotykać generała Taptygina[1], bo na pewno jest większym gentelmanem.
- ↑ Rosjanie tak nazywają niedźwiedzia.