Wszędzie, gdzie rzucano nas, mieliśmy, jako skazan na zamknięcie w fortecy, oddzielne cele, a wszystkie były do siebie podobne. Były to nory brudne i wilgotne, o grubych murach, mocnych, żelaznych drzwiach, z zakratowanem okienkiem pod sklepieniem, z łóżkiem, taburetem, stolikiem i kuferkiem, zawierającym rzeczy, należące osobiście do każdego z nas.
Ponieważ umieszczano nas, więźniów politycznych, zawsze w jakiemś jednem skrzydle głównego gmachu, więc pędziliśmy odrębny tryb życia; drzwi cel nie były zamykane; wyznaczano zwykle aresztanta kryminalnego, który sprzątał nasze cele, czyścił obuwie i ubranie i gotował inną, niż w całem więzieniu, strawę, na co wpłacaliśmy do kancelarji pieniądze, otrzymane z domu.
Wszędzie, gdziekolwiek pozostawiano mnie na czas dłuższy, rozpoczynałem pracę kolejno w dwóch zakresach. Najpierw zaprowadzałem porządek i czystość, a później zakładałem grzędy z jarzynami i kwiatami; w więzieniu charbińskiem, w części podwórza, wydzielonej na nasze przechadzki, urządziłem z resztek cementu, pozostałego w beczce, leżącej na składzie, basen betonowy, napełniłem go wodą, wrzuciłem dostarczone przez żonę jednego z dozorców wodorosty z gatunku