Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

„Cladofora“ i rzęsę wodną, a gdy te rośliny zaaklimatyzowały się na dobre, wpuściłem kilka karasi i dwa małe żółwie. To zaimprowizowane akwarjum dało nam — ludziom pozbawionym wolności, dużo miłych chwil, ponieważ mogliśmy śledzić życie ryb i żółwi, które znały nas i z rąk brały pożywienie.
Uzyskałem z biegiem czasu pozwolenie władz na odwiedzanie ogólnych sal więziennych, gdzie mieściło się nieraz po 200. aresztantów, i prowadziłem nieskończone pogadanki na poważne tematy, aby oderwać tych ludzi od smutnej i ciężkiej rzeczywistości i rzucić w ich dusze i umysł ziarna zdrowych myśli.
Pamiętam, że nieraz opowiadałem o wielkich, szlachetnych ludziach, dobroczyńcach całej ludzkości, w sali Nr. 1, gdzie otaczało mnie stu dziesięciu najcięższych zbrodniarzy, osądzonych na noszenie kajdan na nogach i na przebywanie w więzieniu przez całe życie, a wrażenia, które sprawiały moje opowiadania, niczem się nie różniły od wrażeń ludzi normalnych, którzy tylko zdaleka spoglądają na więzienie.
Aresztanci lubili mnie i poważali, gdyż wiedzieli, że nie zostawię bez protestu żadnego bezprawia lub nadużycia władz, a w razie gdyby ktokolwiek z aresztantów obraził mnie, potrafiłbym odpowiedzieć tak, jak pierwszego dnia odpowiedziałem Mironowowi.
W więzieniu charbińskiem byłem z tego powodu zawsze obierany na „starostę“ całego więzienia, to znaczy na takie stanowisko, które nieoficjalnie uznawały władze więzienne i sądowe i uznawali i szanowali sami aresztanci. Starosta jest pośrednikiem pomiędzy władzami a aresztantami i jest sędzią w wewnętrznych sprawach więzienia.
Po zainstalowaniu się w nowem otoczeniu, zacząłem znowu dużo pracować. Czytałem i pisałem pamiętniki,