każdym nerwem zgiełk w życiu zamkniętych ludzi, drażnił mnie, podniecał lub nużył.
Odczuwałem chwilami gniew i nienawiść, to znowu przychodziła rozpacz i jeszcze bardziej mnie dręczyła.
Podczas takiego ciężkiego nastroju, przechodziłem pewnego razu około naszych grządek z ogórkami i pomidorami. Nagle spostrzegłem, że coś się poruszyło śród liści. Zacząłem szukać i znalazłem młodego wróbla ze skaleczonem skrzydełkiem. Skąd się tam wziął, niewiadomo. Zabrałem go do siebie i zrobiłem staranny opatrunek, po którym umieściłem swego pacjenta na oknie, zaciągniętem przeze mnie gazą od much — tej plagi Charbina. Z pudełka zrobiłem mu gniazdo, postawiłem wodę i jedzenie i odszedłem. Gdy powróciłem, z radością spostrzegłem, że wróbel dziobał rozmoczoną bułkę. Nie wątpiłem, że dojdzie do zdrowia, i obawiałem się tylko, czy będzie mógł latać.
Po kilku dniach mój pacjent zupełnie oswoił się ze mną, brał z rąk pokarm i, krzycząc przeraźliwie, żądał, abym go przenosił z okna na stolik. Przeszło jeszcze kilka dni i postanowiłem zdjąć opatrunek. Gdy wróbel został zwolniony z opasek, zaczął się cieszyć, podskakiwał wysoko, trzepotał skrzydełkami i próbował latać. Pierwszego dnia nie szło mu to, lecz nazajutrz już sam z okna przefrunął na stolik i przewrócił mi kałamarz. Od tej chwili wprawiał się coraz bardziej, aż zaczął energicznie szybować pod sufitem, napełniając ruchem i świergotem całą celę. Ptaszek był nad podziw mądry i doskonale wyczuwał moje usposobienie. Przekonałem się o tem kilkakrotnie. Gdy byłem wesół i spokojny, wróbel zachowywał się jak szalony, siadał mi na plecach i na głowie, skubał mię, lub skakał po papierze. W chwilach ciężkiego i ponurego nastroju, który mnie nieraz ogarniał, ptaszek uważnie mi się przy-
Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.