kach i nogach, ale dla kogoś nieznanego, kto musi „lecieć“ albo od śmierci, albo od pomieszania zmysłów z tęsknoty i rozpaczy. Na szczęście, takim kandydatem do ucieczki okazał się przyjaciel, dawny towarzysz więzienny — Drużynin, czyli Waśka, jak go nazywali aresztanci.
Więzień kryminalny, skazany na długie lata, ciągle marzy o ucieczce. Dlatego ustawicznie coś w tym celu robi. Wyjmuje pokryjomu przed dozorcami i innymi aresztantami cegły ze ściany, podpiłowuje deski w podłodze, przecina dzień po dniu sztaby krat, za wszelką cenę kupuje piłę, nóż, krótki lewarek, czyli tak zwany przez aresztantów „tomek“ do wyłamywania zamków, a czasem nawet „szpajer“ — rewolwer. Takie przygotowania do ucieczki przechodzą u starych więźniów poprostu w chorobliwą manję, gdyż ich myśl i ręce ciągle pracują nad tem. Nikt lepiej od aresztantów nie zna planu więzienia, wszystkich jego kryjówek, a szczególnie lokali podziemnych, skąd łatwiej zaryć się w ziemi, jak kret, i wyśliznąć poza znienawidzone mury.
Podczas mego pobytu w więzieniu, nieraz widziałem u aresztantów zadziwiająco szczegółowe plany różnych „kamiennych worków“ z wymiarami przestrzeni, dzielącej pewne najdogodniejsze do ucieczki punkty od zewnętrznej strony muru, otaczającego cały gmach, i ze wskazówkami, z jakim gatunkiem ziemi będzie się miało do czynienia — sypką czy twardą, miękką czy kamienistą, suchą czy wilgotną.
Drużynin, posłyszawszy, że Łapin zaczął chodzić po celi, wlokąc za sobą kajdany, jął posuwać się dalej. Widocznie przyjaciel dał mu dobre wskazówki, gdyż nie zbaczał w odnogi kanału, ale pełznął główną arterją, czując pod ręką grube rury, ciągnące się po ziemi, okręcone azbestową papą i wojłokiem.
Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.