swoje ubranie i, przykrywszy je kołdrą, wlazł pod podłogę. Wkrótce aresztanci usłyszeli ciche uderzenie małej, ostrej łopatki i szmer osypującej się ziemi. Jastrząb „rył“. Przerywał robotę tylko wtedy, gdy słyszał uderzenie w podłogę, co oznaczało zbliżanie się dozorcy do drzwi celi. Przed świtem Jastrząb zaczął wysypywać pod pryczę wydobytą ziemię, wynosząc ją w dwóch workach. Gruzini mu pomagali starannie. Najtrudniejszą rzeczą było niepostrzeżenie wynieść z celi ziemię, wydobytą w nocy. Część jej wsypywano do „paraszy“, a dwóch najtęższych aresztantów wynosiło ją, udając, że jest bardzo lekka. Resztę ziemi wszyscy aresztanci zgarniali do kieszeni, zanadrza, do zawiniątek, schowanych pod ubraniem, i podczas przechadzki nieznacznie rozsypywali ją potrochu na podwórzu.
Co noc trwała ta podziemna, krecia robota. Jastrząb