Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bronił mnie jakiś adwokat, — zaczął opowiadać Szydło — dobrze, sprawiedliwie mówił, iż nie mogłem nie zabić zdrajcy, a gdy wyrok zapadł, obiecał napisać podanie o ułaskawienie.
— Zamienią ci karę śmierci na ciężkie więzienie... — odezwał się Mironow głosem niepewnym, nie patrząc na skazańca.

Generał Batjanow.

— Powieszą! — z przekonaniem odparł Szydło. — Jeżeli dziś do nocy nie będzie odpowiedzi — wtedy koniec! Eh! zresztą wiem, że zginąć muszę...
Głos jego stał się suchy i syczący, lecz Szydło natychmiast wstrząsnął grzywą włosów i zanucił zbójecką piosenkę o wisielcu.
Nie skończył jednak tej ponurej pieśni i odszedł do środka zagrody, podchodząc coraz to do innych aresztantów i powtarzając:
— Dziś przed nocą będę miał odpowiedź. Wiem, że powinienem zginąć...
Mówiąc to, pytająco zaglądał w oczy towarzyszom, namiętnie oczekując od nich protestu i słowa nadziei i pociechy.
Wreszcie znowu podszedł do Mironowa i rzekł:
— Powieszą mnie dziś w nocy?.. Jak myślisz?..
— Zostaw! Nie wiem... — odpowiedział Mironow, spuszczając oczy.