małe i chyże węże „surinam“, gdzie w chaszczach czai się drapieżny tygrys, — aż hen! na roztopne, martwe torfowiska ujścia Jeniseju, Obi i Leny, na brzegi Oceanu Północnego z topniejącemi tam przez całe krótkie lato górami lodowemi. Pędzi je dziwny, a potężny jak życie i nieunikniony jak śmierć, instynkt, kierujący ptactwem wodnem na północ, gdzie ma zrodzić się potomstwo, młódź najsilniejsza i najbardziej do życia przystosowana. Posłuszne na zew tego instynktu łabędzie, gęsi i kaczki przebywają tysiące kilometrów, a nic je wstrzymać nie zdoła! Głód, mroźne poranki wiosenne, jeszcze gdzie niegdzie rozszalałe zimne wichry, śnieżyce, zamiecie, ulewy, i ludzie, śmierć posyłający w głębinę oceanu powietrznego, nie mogą wstrzymać skrzydlatych żeglarzy, nie mogą zmienić kierunku lotu tych ofiar instynktu i przeznaczenia. Lecą temi samemi, od wieków ustalonemi drogami, znanemi ptactwu tak dobrze, jak gościńce i drogi żelazne są znane ludziom.
Szczególne wrażenie wywierały na mnie „zbłąkane ptaki“, wraz z innemi odbywające przelot na północ. Nieraz spotykałem i zabijałem na polowaniach w Mandżurji i Syberji indyjskie gęsi, piękne, japońskie ibisy, południowe, płomienne flamingi, egipskie bociany, dążące do obcych dla nich obszarów podbiegunowych. Zawsze zastanawiałem się nad pytaniem, co kieruje temi dziećmi skwarnego słońca w ich niebezpiecznej żegludze powietrznej? Czy było to nieme wołanie samej natury, wskazującej na konieczność udoskonalenia gatunku, wychowania na surowej północy silniejszego i bardziej wytrzymałego potomstwa, które mogłoby wlać świeżą, zdrową krew w zniewieściałe, wydelikacone przez bujną przyrodę południa ciała ptaków? Czy też, być może, te „zbłąkane“ podzwrotnikowe gęsi, kaczki, flamingi i inne ptaki były
Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.