mojej wyprawy. Istotnie, zbliżając się do wsi, zobaczyłem obszerne pola bobowe, a o kilkaset kroków od chat osady długie szopy, gdzie się mieściły „fabryki“ oleju.
W gaiku stały duże, z grubych desek sklecone pudła, przywalone zwierzchu kamieniami. Niektóre z tych pudeł były pomalowane na czerwono, inne były sklecone z prostych, nieheblowanych, już sczerniałych desek.
Znałem te pudła. Były to trumny ze zwłokami zmarłych. Chińczycy mają naogół dużo kłopotu ze swymi nieboszczykami, gdyż, podług przepisów wiary, mogą grzebać zmarłych wyłącznie w szczęśliwe dni. Ponieważ określenie szczęśliwego dnia należy do kapłanów buddyjskiego wyznania, czy lao-tze, więc stopień zamożności decyduje o pożądanym terminie. Biedni wcale nie mogą się doczekać przyjścia szczęśliwego dnia i ze smutkiem spozierają, jak szczury i myszy, a czasem nawet psy i świnie zjadają zwłoki bliskich i drogich im ludzi.
Wójt wioski przyjął nas bardzo gościnnie, ujrzawszy papier od tao-taja, ulokował nas w dość czystej fan-tze i zwołał rolników na naradę w sprawie dostarczania do Charbina oleju bobowego. Wkrótce miałem już podpisaną umowę z mieszkańcami Sila-ho i upoważnienie dla wójta na podpisanie umowy z sąsiedniemi obwodami.
Przenocowawszy we wsi, poszedłem ze swoim kozakiem-tłumaczem, Mikołajem, obejrzeć fabryki oleju.
W długich szopach stały duże i ciężkie, z kamieni wyciosane, żarna; obracały je konie z zawiązanemi oczami. Te kamienie, sunąc po podłożu kamiennem, gniotły podsypywane ciągle ziarna bobu i wyciskały z nich „tu-ju“ — olej bobowy, ściekający do drewnianego basenu, skąd czerpano go do pudeł drewnianych lub plecionych koszyków. W sąsiedniej szopie robiono pudła i kosze. Fabrykacja ta niczem się nie różni od europejskich robót
Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.