W tych warunkach polowanie było niemożliwe, gdyż łatwo moglibyśmy wpaść w ręce bandytów chińskich, którzy w czasie wojny rosyjsko-japońskiej okrutnie obchodzili się z „mau-dza“, jak nazywali wszystkich Europejczyków. Powróciliśmy więc do wsi i tegoż dnia odjechaliśmy do Charbina. Dowiedzieliśmy się, że z sąsiedniej, nadbrzeżnej wioski Tun-Sy ma odpłynąć dżonka żaglowa z ładunkiem jaj i kur do Fu-dzia-dzianu, przedmieścia Charbina. Kazałem przewodnikowi, aby odstawił nasze konie do Boduno, sam zaś ze swoimi ludźmi wsiadłem na dżonkę i bardzo prędko z prądem bystrej Sungari dotarłem do Charbina, gdzie czekały na mnie niespodzianki.
W Charbinie znalazłem pismo od sztabu armji, z wiadomością, że jestem nagrodzony krzyżem Św. Stanisława i mianowany konsultantem-chemikiem sztabu. Jednocześnie otrzymałem też nowe zlecenie, za wypełnienie którego omal nie zapłaciłem życiem. Sztab polecił mi jak najśpieszniejsze zorganizowanie na wielką skalę wypalania węgla drzewnego dla potrzeb warsztatów wojskowych, ponieważ na terytorjum Mandżurji nie było żadnej koksowni. Wyznaczono dla mnie specjalną koncesję leśną, gdzie miałem działać.
Prawie równolegle z biegiem Sungari, o jakie 300 kilometrów od Charbina na północo-wschód przechodzi lesisty grzbiet Tschan-Kwan-Zai-Lan, stanowiący południową odnogę gór Małego Chinganu. W lasach zachodnich spadków Tschan-Kwanu znajdowała się oddana mi do eksploatacji koncesja leśna, wpobliżu małej stacji wschodnio-chińskiej kolei — Udzimi.