Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

wiczą, pochłaniając ciała olbrzymów leśnych tak samo, jak przypadek pochłonął życie Kazika.
Twarde i nielitościwie obojętne jest serce człowieka! Może dlatego nie lubię dużych zbiorowisk ludzkich?...
Znalazłem sobie nowych pomocników, i praca szła dalej.
Tymczasem kozak Rykow stale włóczył się po lasach, a zawsze razem ze zwierzyną przynosił jakieś wiadomości. Na Kentei-Alinie spotykał podejrzane oddziały jeźdźców; strzelano do niego kilkakrotnie i raz powrócił z przestrzeloną torbą myśliwską. Na wszystkie moje telegramy o grasowaniu jakichś zbrojnych band, długo nie było żadnej odpowiedzi, aż nareszcie przybył dość znaczny oddział kozaków pod dowództwem oficera. Wyprawa tego oddziału do lasów, pokrywających Kentei-Alin, dała nieoczekiwane rezultaty. Kozacy stoczyli potyczkę z kilku oddziałami chunchuzów i wzięli kilku rannych do niewoli. Byli to chunchuzi z dużego oddziału, który, jak zeznawali jeńcy, trzymał się wpobliżu granicy Korei. Na czele wszystkich oddziałów stał „wielki wódz“ Dżan-Dżo-Ling, operujący podług wskazówek sztabu japońskiego. Po odejściu kozaków, chunchuzi prawie zupełnie znikli z okolic Ho-Linu. Jednak kiedyś w nocy obudził mnie brzęk szkła w moim wagonie. Nad ranem, gdy wstałem, przekonałem się, że szyba była przestrzelona, a kula ugrzęzła w ścianie wagonu. Była to mosiężna kula z karabina dużego kalibru. Moi kozacy poznali kulę, używaną w armji chińskiej. Nic nie mogłem zrozumieć! Czyżby Chińczycy też rozpoczęli wojnę z Rosją?
Objaśnienia dostarczyły mi dzienniki. Wódz chunchuzów, Dżan-Dzo-Ling, wszedł w porozumienie z gubernatorami Ninguty i Mukdenu, i ci zaopatrywali bandytów w broń rządową. Dowiedziano się o tem później, i wice-