goni dokonali bardzo starannego wywiadu, przeszli za Kentei-Alin i dotarli aż do grzbietu Loje-Lin. Po drodze rozbili i rozproszyli znaczne bandy chunchuzów, powrócili potem w dolinę rzeki Mutan i jej brzegiem doszli do Ninguty, nigdzie jednak Japończyków nie wykrywszy. Po tej wyprawie cisza i spokój zapanowały na terenie prowadzonych przeze mnie robót. Chińczycy stali się karni, pracowali na wyścigi i nic nie zdradzało obecności bandytów, wnoszących więcej niepokoju i nieładu, niż niebezpieczeństwa.
Korzystając z tego, uczyniłem wraz z przybyłymi do mnie dawnymi kolegami-przyrodnikami, znajdującymi się w tym czasie w wojsku, kilka wycieczek do okolicznych lasów. Moi koledzy nie byli myśliwymi, więc nasze ekskursje miały całkiem pokojowy charakter. Jednak pomimo tego były bardzo interesujące.
Włócząc się po lasach mandżurskich, wykryliśmy szereg ciekawych okazów flory i fauny.
Na skraju niewielkiego bagniska, gdzie z każdej prawie kępy zrywały się bekasy i dubelty, jeden z moich przyjaciół zatrzymał się i zaczął się uważnie przyglądać zerwanemu krzaczkowi mchu. Długo oglądał go, aż nareszcie, zwracając się do nas, rzekł:
— Widzicie ten mech? Jest to bardzo rzadki rodzaj, spotykany tylko na północnych i południowych spadkach Himalajów, gdzie go nazywają „świętym mchem“. W botanice jest znany jako „Cassiope Tetragona“. Buddyści używają go do robienia świeczek ofiarnych, zwijając je z mchu, przepajając dla sztywności żywicą lub woskiem i dodając dla zapachu santalu, wanilji lub szafranu. Jest to palący się mech. Zapalony, tli się powoli i tak długo, aż się spali cały. Jest to naturalna hubka.
Wysuszyliśmy zerwaną roślinę przy ognisku, a później uczyniliśmy próbę. Od pierwszej iskry, wydobytej ude-
Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.