Z podroży po Sichota Alin wiedziałem już, co ma oznaczać ta potworna wprost zbrodnia, bezmyślna i okrutna. Objaśniłem to swoim kolegom. Pokazałem im, że na korze dębów rosły całe kolonje biało-żółtych grzybów. One to były przyczyną niszczenia dębów.
— Chińczycy — opowiadałem — od niepamiętnych czasów zauważyli, że na świeżo zrąbanych dębach wyrastają jakieś grzyby. Nazywają je „dębowemi“ albo „drewnianemi grzybami“. Są one bardzo smaczne, aromatyczne i wysuszone dają się długo przechowywać. Wkrótce stały się najulubieńszym przysmakiem Chińczyków. Żaden uroczysty, elegancki obiad nie może obejść się bez „dębowych grzybów“. Dla zadośćuczynienia wybrednemu podniebieniu smakoszów wyrąbano do XI-go wieku wszystkie lasy dębowe w Chinach właściwych. To barbarzyństwo jest tem bardziej bezmyślne, że na zrąbanym dębie już po czterech latach grzyby więcej nie rosną i drzewo bez żadnego dla ludzi pożytku ginie. Na granicy mandżursko-ussuryjskiej i koreańskiej, na obszarach, należących do Rosji, Chińczycy i Koreańczycy uprawiają ten sam barbarzyński przemysł. Widziałem duże przestrzenie lasów dębowych, zrąbanych dla tych krótkotrwałych plantacyj grzybowych. Widzimy tu przed sobą taką właśnie plantację i barbarzyństwo Chińczyków.
Moi znajomi dziwili się temu, niezrozumiałemu wprost, a bezwzględnemu szafowaniu dobytkiem społecznym przez naród o tak wysokiej kulturze. Istotnie, znalezienie objaśnienia takiej rozrzutności Chińczyków, niszczących naturalne bogactwa kraju, jest niemożliwe. Tymczasem rozrzutność ta doprowadziła lasy w rdzennych Chinach do zupełnego zaniku i oddała kraj w zależność od wrogo dla Pekinu usposobionych prowincyj kresowych lub od zagranicy. Zależność ta wyszła najaw np. wtedy, gdy
Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.