matycznych, znajdując zastosowanie w perfumerji. Wielki teoretyk, prof. Zaleski sfabrykował nawet perfumy z yulusów, a chociaż były znacznie gorsze od wyrobów Coty’ego, Houbigant’a, Piver’a, jednak od człowieka, używającego je, nikogo już odstraszyć nie mogły.
Zaczęliśmy poszukiwania robaka i po pewnym czasie znaleźliśmy go na korze młodego grabu. Był bardzo podobny do swego pobratymca kaukaskiego, lecz miał na biało-różowym grzbiecie brunatne centki. Nie mając żadnego odpowiedniego naczynia, nie mogliśmy zabrać go z sobą w obawie, że uperfumowani przez wystraszonego robaka będziemy postrachem dla wszystkich. Zostawiliśmy więc w spokoju tę pełzającą fabrykę „gazów trujących“ i — perfum.
Moi koledzy spędzili u mnie jeszcze kilka dni. W ostatni dzień ich pobytu chunchuzi znowu przypomnieli o sobie. Z Charbina przybył Chińczyk celem wypłacenia pieniędzy robotnikom. Tego kasjera, gdy szedł wieczorem do baraków chińskich, ktoś porwał. Chińczyk znikł bez śladu. Jednocześnie na dalszym terenie robót uczyniono napad na barak robotników. Chunchuzi postrzelili posterunkowego kozaka i zrabowali cały dobytek robotników chińskich. Około dwunastu z nich odrazu prosiło o zwolnienie. Musiałem jechać do Charbina i prosić o zwiększenie oddziału, patrolującego w obwodzie mojej koncesji. Wyjechałem razem ze swymi kolegami, ofiarując im miejsca w moim służbowym, bardzo wygodnym wagonie, gdzie żołnierz-przewodnik bez przerwy częstował nas herbatą z dużego samowaru, stanowiącego przedmiot jego dumy. Samowar ten był zawsze tak wyczyszczony, że błyszczał jak słońce, a z jego komina stale buchał dym, czyniąc mój elegancki wagon podobnym do lokomotywy.
Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.