Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

a strzelaliśmy gęsto. „Elfy“ zaczęły się cofać, gdyż głosy ich coraz bardziej się oddalały. Znowu zapanowała cisza.
— Co teraz będziemy robili z tymi panami? — zapytał mnie Rusow. — Jak długo będziemy na nich czekali?

Plantacja maku, przerabianego na opium.

— Niedługo — odparłem. — Krzyknijcie im, że jeżeli nie pozostawią w galerji broni i nie wyjdą, wysadzę w powietrze szyb i urządzę im wspaniały i huczny pogrzeb.
Rusow, śmiejąc się głośno, spełnił mój rozkaz. „Elfy“ odpowiedziały strzałami.
— Gorłow — rzekłem wtedy — weźcie najmniejszy blok piroksyliny, załóżcie piston i sznur Bickforda na krótki wybuch i rzućcie do szybu. Będzie to dla tych „duchów“ pierwsze ostrzeżenie!
Sprawny technik bardzo szybko wykonał zlecenie. Wrzucona piroksylina wybuchnęła z ogłuszającym hu-