— To ja musiałbym wyrzec te słowa przed tobą, Sidi! odparł Ras, całując, podług zwyczaju, starca w rękę i w połę jego burnusa.
Późno w nocy dowiózł stary czarownik rannego do swej jaskini. Zanim weszli do wnętrza, hakim wyjął ze skrytki w skałach butelkę z olejem, nalał z niej do małej lampki kilka kropel, zapalił knot, a później oderwał od burnusu Rasa pasemko, przesiąknięte krwią.
— Gdy wejdziemy do groty, gdzie, jak wiesz, zawsze mają swą siedzibę dżinny[1], postaw na ziemi lampkę i spal na niej ofiarę z własnej krwi, mówiąc dziewięć razy te słowa; „Demrat-i-afrit, Mudib, El-Ahmer, Borkan.[2] To powinno przebłagać duchów, będą one miłosierne dla ciebie, synu!
Ras uczynił tak, jak radził starzec, i wkrótce leżał już na miękkiem posłaniu w zimnej jaskini, gdzie cicho dzwonił strumyk, wytryskujący z piersi górskiej, i potrzaskiwał ogień, rozpalony przez czarownika, gotującego strawę.
Ras spędził dwa tygodnie w kryjówce Abd-er-Ferhuta, czając się w głębi jaskini, gdy do lekarza przychodzili chorzy i potrzebujący jego rady nietylko górale Szleu, Suss i Draa, lecz nawet Berberowie z północy, z ziemi Dukkala, Cziadma i Ben-Ahmer. Wkrótce ranny mógł już chodzić, więc pomagał swemu dobroczyńcy w poszukiwaniu i zbiorach drogocennych i magicznych roślin, używanych w lekach, talizmanach i amuletach, a więc henna, harmel, udn-ed-far, takandin, kerbiuna, aloes, korzeni dzikiego szafranu, kory drzewa adrar i setek in-