ropiące się stawy, oczy i uszy; góral stał, przytłoczony do ziemi widokiem cierpień i nędzy ludzkiej, i dopiero w kilka minut później zauważył obok męki — sztukę i oszukaństwo, bezczelne a pomysłowe, spostrzegł bowiem, jak ten i ów z meskinów wyprostowywał „sparaliżowane“ członki, misternie związane i powyginane opaskami z prawie niewidzialnych włókien roślinnych; niemowy zaczynały mówić, ślepcy zdejmowali z oczu powłokę z rybiego pęcherza i wesoło a chytrze mrugali; nagle znikały odrażające rany i straszliwe blizny, zmywane wodą...
Ras zrozumiał, dlaczego, wobec istnienia fałszu i obłudy, tłum przechodniów zwykle obojętnie mijał żebraków, skamłających o jałmużnę i bezczelnie wystawiających na widowisko swe kalectwo i choroby, nieraz potworne i zgrozą przejmujące.
Wstręt i pogarda zwalczyły współczucie dla tych biedaków, tych ptaków Allaha, co nie orzą, nie sieją, a plon obfity zbierają, mając swoje chwile rozkoszy, radości i nawet szczęścia. Góral poszedł dalej i wkrótce znalazł Soffa, siedzącego w pokoju gospodarza. Złożył tu siodło i koszyk z wężami i ze szczurami i, obmywszy nogi i ręce, usiadł na poduszce przy małym stoliku, gdyż oczekiwano właśnie na posiłek.
Istotnie murzyn, nie bacząc na swoje drwiny i wymyślania, wystąpił ze wspaniałą ucztą. Po wymyciu przez gości i gospodarza rąk w miednicy, podanej przez jednego z usługujących robotników, przyniesiono baraninę z czerwonym kwaskowym sosem, suto zaprawionym figami i migdałami; usmażone w oliwie, niezwykle tłuste gołębie; „meszui,“ czyli cały baran, pieczony na rożnie i nakoniec słodki „kuskus“ — coś nakształt włoskiego risotto z ryżu, drobno krajanego mięsa, oliwek, bakalij,
Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Orlica.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.