Piękna) — lecz „Mara“ (gorzką) zwiejcie raczej.
Bowiem, Pan z nieba, we wszechmocy Swojej,
Gorzkością żółci serce moje poi.
Ztąd wyszłam pełna — wracam wypróżnioną.
Przecz więc „Noemi“ ma być tej mówiono,
Którą utrapił Pan, i nieskończenie
Udręczył, w smutne pchnąwszy poniżenie? —
A zaś, gdy obcą opuściwszy ziemię,
Wróciła, iżby zostać w Bethleemie
Ze swą niewiastką z ludu Moab wziętą,
Pora to była gdy tam jęczmień żęto. —
A był tam krewnym Elimelechowi
Booz, człek możny, jak są męże owi,
Których znaczenie na dostatkach stoi.
Aż raz tak rzecze Ruth ku świekrze swojej:
— Każ mi, a pójdę w pole zbierać kłosy,
Któreby uszły sierpa albo kosy,
Gdziekolwiek najdę, jak się tedy zdarza,
U łagodnego łaskę gospodarza. —
A ta jej rzekła: — Idź tam, dziecię moje. —
Więc szła, by zbierać w skwarne letnie znoje
Gdziebądź przez żeńców kłos był zaniedbany.
A to zaś były Boozowe łany.
Wtem sam on z domu nadszedł w owej porze,
I rzekł ku żeńcom: — Szczęść wam, Panie Boże! —
A oni na to: — Z tobą bądź obfita
Łaska od Pana! — A zaś on się pyta
Tego, co stróżem onej był gawiedzi:
— Kto zacz ta dziewka, co tam kłosów śledzi?
Na to ów młodzian: — To ta, co z Noemi
Przyszła tu, będąc z Moabitskiej ziemi.
Prosiła, iżby mogła w trop żniwiarzy
Iść i pokłosie zbierać gdzie się zdarzy.
A tu, z pilnością pracy tej oddana,
Trwa już bez przerwy od wczesnego rana. —
I rzekł jej Booz: — Słuchaj, moje dziecię!