Strona:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

Co rozkwita na wzgórzach z wilgotnego piasku. —
Samo słońce ją w złotym wykąpało blasku,
Jej dziąseł nie dotknąwszy, co zostały ciemne,
Choć zdala od niej kohlu[1] są proszki tajemne.
Samo słońce jej lica swą jasną zasłoną
Pokryło — czysto barwiąc twarz nie pomarszczoną
Zniknęła, lecz ja umiem zwalczać swą tęsknicę —
Siadam wtedy na wierną swoją wielbłądzicę
I lecę na pustynię — — —


(A. Lange).


II.
(WIELBŁĄD).

Silny, jak boki trumny, więc ze mną w dal bieży
Drogą, do pręgowanej podobną odzieży;
Członki ma niestrudzone, a tak lekko kroczy,
Jak samica, gdy strusia na pustyni zoczy.
Na wiosnę wygłodzony chodzi z wielbłądami,
Po łąkach majowemi skrapianych deszczami.
Idzie za głosem stróża i napad ogiera
Z zaciętością ogonem krzaczastym odpiera.
Uda jego tak pełne, żeś je wziąć gotowy,
Za olbrzymie zamkowych wrót bratnie połowy.
Żebra łukom podobne, grzbiet pięknej budowy,
Szyja dzielnie się trzyma kości pacierzowej.
Przeguby, jak dwie próżnie w lotosu drzewinie;
Pod lędźwiami silnemi łuk żebrowy ginie.
Udo tak od bratniego uda w dal ucieka,
Jako dwa wiadra wody w dwu rękach człowieka,
Most grecki przypomina swych mięśni budową,
Którego siłę stwierdza architekta słowo.
Grzbiet ma silny, w podbródku włosy czerwonawe,
Rączo kroki silnemi podnosi kurzawę.
Kiedy nogi wyrzuca w tę lub ową stronę,
Łopatki, jak pod dachem stoją niewzruszone.
Baty na grzbiecie jego tak znać doskonale,

  1. kohl — jest to antymon, właściwie proszek z antymonu, którym Arabki barwią dziąsła. — U alchemików zwany al-kohl, skąd przez nieporozumienie przeszedł do chemii, jako al-kohol.