Róża, gdy rano urwiesz, tę ma wadę z rodu,
Że zwiędnie, nie dotrwawszy do słońca zachodu
A po kilka dni wszytkać wyginie z ogroda,
Kochać się tedy w róży, tak nietrwałej szkoda
Ale mój ogród tak jest dostatni w tej mierze.
Że nikt rozkwitłej róży z niego nie przebierze.
Pobożny człowiek, siedząc u swojego stołu
Rad kiedy się ubogi naje z nim pospołu,
A królowie ledwie dziś co pod kim posiędą,
Jako co komu jutro wydrzeć, myślić będą.
Rustem swojego syna nauczał młodego,
By przeciwnika lekce nie kładł najmniejszego.
By się potem z małego wielki nie stał zasię,
I cięższym go ten, co nim wzgardził, nie miał na się
Widziałem mały potok, tak nagle wzburzony,
Że w nim musiał utonąć wielbłąd najuczony.
Wszyscy ludzie, gdy przy kim bogactwa poczują
Tego (ręce swe kładąc na piersi) szanują;
Ale gdy przy nim szczęście insze się ozowie,
Nie ręce, ale nogi kładą mu na głowie.
Kto szczęście, ten i miłość ma między wszystkimi,
I obcy się blizkimi liczą mu krewnymi.
Ale skoro fortuna przyjdzie do odmiany,
Drzwi jego i własne nań upadają ściany.
Ci ludzie, co-ć się hardo przyjaciółmi liczą,
Są jak muchy, które się bawią nad słodyczą.
Której skoro nie stanie dalej ulatują: