Żołnierze i wozy J. W. zaczęły omdlewać przed niemi.
Oto J. W. zatrzymał się na północy miasta Kadesz, na brzegu zachodnim Orontu.
Oto przebyli, aby całą tę rzecz opowiedzieć Jego Wysokości.
Oto J. W. powstał jako jego ojciec Mentu; przypasał oręż bojowy; kolczugą się okrył: wyglądał jako Baal[1] w swej godzinie (to jest w godzinie gniewu, potęgi).
Konie, co były z J. W. — imię ich; Zwycięztwo Tebów — z wielkiej stajni pana, umiłowanego Amonowi.
Oto co uczynił J. W. rzucając się naprzód. Oto wszedł on w pośrodek nędznych i nikczemnych ludzi plemienia Kheta.
Był sam w swej osobie, a nikt inny nie był z nim. Posunął się naprzód J. W. wobec oczu tych, co byli za nim.
Otaczało go 2500, liczba wozów..., które wyszły ze swej drogi: wojownicy nikczemnego ludu Kheta — i liczne z niemi plemiona — Arad, Masa, Pidasa, Keszkesz, Iriuna, Katsuatan, Khireb, Akatar, Kadesz, Reka.
Byli oni po trzech na wozach.
Oni byli zjednoczeni[2] a ze mną nie było dowódców, nie było rotmistrza wojsk pieszych, ani rotmistrza wojsk konnych.
Opuścili mnie moi żołnierze, a moja konnica w ucieczce przed niemi. Ani jeden (z moich) nie pozostał, aby z niemi walczyć.
Oto co rzecze, J. W.: któż tedy jesteś, ojcze mój, Amonie? Jakiż to ojciec co zaprzecza swego